Wspinaczka w super cenach ponad 1000 produktów >>>

Zapisz się do newslettera i nie przegap okazji na super rabaty ZOBACZ ->

Relacja Rafała Barana, który został zwycięzcą naszego konkursu "Wakacje z Fjällräven" w nagrodę i odbył trekking Fjällräven classic po lapońskiej części Szwecji za kołem podbiegunowym.

Dzień pierwszy
Jako że fjallraven classic odbywa się na samym końcu Szwecji za kołem podbiegunowym trzeba było się tam jakoś dostać ...
Dzień zaczynam dosyć wcześnie, bo pierwszy lot z Balic (Kraków) miałem już o 11:30. Żeby nie było tak łatwo, okazało się, że mam przesiadkę w Helsinkach, z których dopiero lecę do Sztokholmu, gdzie czekała reszta polskiej ekipy, a dopiero tam mieliśmy już wszyscy lot do Gällivare, gdzie odbierał nas autokar i zawoził do Kiruny :)
Tak że dzień, kiedy wystartowałem pierwszym samolotem o 11:30 zakończył się ok. 22:00 gdy wysiadałem z autokaru... Co ciekawe ze względu na zmiany stref czasowych w Helisnkach, gdzie była przesiadka, jeden lot trwał - 5 min :)
 Na miejscu dostaliśmy klucze do domków oraz zaproszenie na kolację :) i piwo, które kosztowało ok. 50 zł.

Dzień drugi
Tego dnia dopiero zaczyna się przygoda, pierwsze szybkie śniadanie, następnie spotkanie z przedstawicielem firmy fjallraven oraz prezentacja naszych przewodników (Sara, David i Joana).
Po prezentacji i omówieniu wszystkiego można było jeszcze dostać firmową czapkę oraz uzupełnić zapasy plastrów żelowych (nikt nie przypuszczał, że aż tyle będzie ich potrzebnych).
Kolejne w planie było uzupełnienie zapasów żywności, chleba oraz gazu i oddanie depozytu, który w kontenerach był transportowany na metę trekkingu.
Jeszcze przed południem czekał na nas autobus, który miał nas przewieźć z Kiruny do Nikkaluokta, gdzie był oficjalny start o godzinie 13:00.
Na starcie czekała na nas niespodzianka :) Kebab - renifer (całkiem niezły) oraz można było skorzystać z wagi w celu zważenia swojego plecaka.
Pierwszy dzień trekkingu to w zasadzie chodzenie po lesie oraz jedna godzinna przerwa na szybką kąpiel w lodowatej wodzie ;) Dopiero wieczorem dochodzimy do schroniska, z którego widać pierwsze wspaniałe widoki. Trasa pokonana bez większych problemów tak jak przewodnik przewidział, czyli ok. 19 km.

Dzień trzeci
Kolejny dzień i kolejna przygoda. Wyruszyliśmy ok. godziny 9:30 i w ten dzień zostało pokonane ok 27 km bez większych przewyższeń, ponad 6 godzin trekkingu.

Dzień czwarty
Ten dzień dla wszystkich był najtrudniejszy, największa liczba podejść ok. 1 km oraz dystans 29 km były widoczne na wszystkich uczestnikach.
Tego dnia również zaliczyliśmy jedyną przełęcz na szlaku, widać było zdecydowaną różnicę w krajobrazie.

Dzień piąty
Ten dzień do końca życia będzie mi się kojarzył z najpiękniejszym jeziorem oraz naleśnikami z borówkami i bitą śmietaną :), które po 4 dniach jedzenia tylko i wyłącznie "liofów" rozpływały się w ustach :) Chyba całe ekipa była po dokładkę :) Dodatkowo kawa z cukrem !!! :) (cukru u nas niestety zawsze brakowało).
W ten dzień już było zdecydowanie łatwiej, ok. 14 km pokonane przez cały dzień, piękna słoneczna pogoda.

Dzień szósty
Ostatniego dnia było tylko 14 km do przejścia :) Może to i lepiej, bo po naszych południowych sąsiadach było już widać zdecydowane zmęczenie :)
Wszyscy z polskiej ekipy bez żadnego problemu dotarli do mety i z uśmiechem na ustach pozowali do zdjęcia :)
Po przejściu mety wreszcie była okazja na normalny prysznic, zjedzenie kolejnego renifer - kebaba oraz wypicie piwa, które miało więcej niż 2,8 % :)
Wieczorem jeszcze uroczysta kolacja, na której miałem okazję pierwszy raz jeść mięso "arktycznego rekina" oraz koncert lokalnego zespołu, który zagrał kilka setów.

Chciałem podziękować firmie Polar Sport z Krakowa oraz Fjällräven za możliwość uczestniczenia w tak wspaniałym trekkingu. Była to przygoda mojego życia, którą będę wspominał przez długie lata :) Chciałem również pozdrowić wszystkich uczestników z polskiej ekipy oraz Joannę i Tomka, których mieliśmy okazję spotkać na trasie oraz już na spokojnie porozmawiać na mecie